Nawet nie wiesz
Jak bardzo brakuje mi Twojego głosu
Tego zaspanego spojrzenia
Kiedy budziłaś się na łóżku obok
Pamiętam moją pierwszą wizytę u Ciebie
Ten wspaniale spędzony czas
Te długie rozmowy
Tą radość
Jesteśmy niemal tak blisko
Ale wciąż za daleko
Niby się mamy
A tak naprawdę nie ma mnie obok
Chciałabym być przy Tobie zawsze
Kiedy płaczesz i kiedy się śmiejesz
Ale nie mogę
Odległość jest moim brutalnym strażnikiem
Czasem mam Cię tak blisko
Mogę Cię wtedy przytulić
Ale tego nie potrafię zrobić
Coś ze mną nie tak, nie zaprzeczaj..
Chcę nadrobić te wszystkie chwile
W których nie mogłam Cię pocieszyć
W których nie mogłam Ci się wyżalić
Za mało mamy siebie, za mało
Ale wiem, że kiedyś
Zobaczymy się znowu
I to nie na chwilę, na dłużej
Wtedy Cię przytulę, obiecuję
To będzie słoneczny dzień
Zobaczymy znów prawdziwe siebie
I nie będzie nas dzielił mur obojętności czy odległość
Podbiegniemy do siebie i uśmiechniemy się tak, jak jeszcze nigdy...
poniedziałek, 24 marca 2014
niedziela, 23 marca 2014
List z Raju
Siedzę na tym strychu
Kurzem oddycham
Szukam go w kufrach
I szafkach komody
Nie ma go, zniknął
Czyżby już o mnie zapomniał?
O autorce, co przed laty..
Ach, właśnie!
Pamiętam, jak dziś
Łzy strumieniem ciekły mi z oczu
A ja, nieugięta, drżącą ręką
ubierałam to wszystko w słowa
' Drogi ... Panie!'
Tak zaczęłam
Na sto procent
Nie inaczej
' Zostawiłeś u mnie...'
Cóż zostawiłeś?
Koc, smycz, dwadzieścia dolarów
Stary krawat i skarpetki nie do pary
' Po za tym...'
Niespełnione marzenia, plany
List, którego nie wysłałeś do brata,
Wygniecioną pościel
' Chcę Ci powiedzieć...'
Że Cię wciąż kocham i potrzebuję,
Że pościel dalej Tobą pachnie,
Że chcę Ciebie tutaj, ale nie potrafię
I co robię?
Piszę krótkie ' żegnaj!'
' Wróć po rzeczy!'
'Moich nie przywoź, wpadnę po nie sama'
Do dziś się nie widzieliśmy
Minęło tyle lat
Krawat wyszedł z mody, wyprałam pościel
Odesłałam list, skarpetki w szafce, kocem okrywam się nocą
Pamiętam te wykaligrafowane litery
'Adam do Ewy' i na odwrót
Gdzie ten wąż, który nas zwiódł?
Gdzie ten Eden, z którego nas wyrzucono?
Zakryliśmy się przed sobą tymi liśćmi
Zakryliśmy się raz i nigdy nie odkryliśmy
Zapomnieliśmy o sobie
Jak byśmy byli nic nie wartym papierkiem
Kurzem oddycham
Szukam go w kufrach
I szafkach komody
Nie ma go, zniknął
Czyżby już o mnie zapomniał?
O autorce, co przed laty..
Ach, właśnie!
Pamiętam, jak dziś
Łzy strumieniem ciekły mi z oczu
A ja, nieugięta, drżącą ręką
ubierałam to wszystko w słowa
' Drogi ... Panie!'
Tak zaczęłam
Na sto procent
Nie inaczej
' Zostawiłeś u mnie...'
Cóż zostawiłeś?
Koc, smycz, dwadzieścia dolarów
Stary krawat i skarpetki nie do pary
' Po za tym...'
Niespełnione marzenia, plany
List, którego nie wysłałeś do brata,
Wygniecioną pościel
' Chcę Ci powiedzieć...'
Że Cię wciąż kocham i potrzebuję,
Że pościel dalej Tobą pachnie,
Że chcę Ciebie tutaj, ale nie potrafię
I co robię?
Piszę krótkie ' żegnaj!'
' Wróć po rzeczy!'
'Moich nie przywoź, wpadnę po nie sama'
Do dziś się nie widzieliśmy
Minęło tyle lat
Krawat wyszedł z mody, wyprałam pościel
Odesłałam list, skarpetki w szafce, kocem okrywam się nocą
Pamiętam te wykaligrafowane litery
'Adam do Ewy' i na odwrót
Gdzie ten wąż, który nas zwiódł?
Gdzie ten Eden, z którego nas wyrzucono?
Zakryliśmy się przed sobą tymi liśćmi
Zakryliśmy się raz i nigdy nie odkryliśmy
Zapomnieliśmy o sobie
Jak byśmy byli nic nie wartym papierkiem
poniedziałek, 17 marca 2014
Walc jesienny
Nadal nie pojmuję
Jak mogłam przegapić
Moment, który ujmuje
Wszystko co dotychczas
To jakby sen
Niejasne wspomnienie
Zniknął jak cień
Niemal odszedł w zapomnienie
Ale jednak coś widzę
I nie pozwalam temu uciec
Teraz jestem już tylko widzem
W tej coraz lepiej widocznej scenie
On złapał mnie mocno
Dłoń mą w swoją ujął
Uśmiechem rozpalił moje oczy
Przechodnie niczym się nie przejmują
Park, w którym jesteśmy
W złoto liści się mieni
Tańczymy w rytmie walca
Melodią jesieni niesieni
Wymieniamy spojrzenia
Śmiejąc się do siebie
Nie ma już żadnego zmartwienia
Przy nim czułam się jak w niebie
Znów mi świat zamigotał
Tym tysiącem nieskazitelnych barw
Niczym motyl skrzydłami zatrzepotał
Znów mnie ucieszył
Ucieka ode mnie wspomnienie jesieni
I nie ma walca
Już nie jesteśmy nim niesieni
Nie trzymam dłoni w jego palcach
Ale on jeszcze nie uciekł
Nie zniknął ze słońcem wrześniowym
Tę samą wodę wciąż nosi w bucie
Tętniąc porankiem nowym
Przychodzi i siada
Słucha, potakuje
Kocha, przytula, powiada
Że ciągle to samo czuje
Jak mogłam przegapić
Moment, który ujmuje
Wszystko co dotychczas
To jakby sen
Niejasne wspomnienie
Zniknął jak cień
Niemal odszedł w zapomnienie
Ale jednak coś widzę
I nie pozwalam temu uciec
Teraz jestem już tylko widzem
W tej coraz lepiej widocznej scenie
On złapał mnie mocno
Dłoń mą w swoją ujął
Uśmiechem rozpalił moje oczy
Przechodnie niczym się nie przejmują
Park, w którym jesteśmy
W złoto liści się mieni
Tańczymy w rytmie walca
Melodią jesieni niesieni
Wymieniamy spojrzenia
Śmiejąc się do siebie
Nie ma już żadnego zmartwienia
Przy nim czułam się jak w niebie
Znów mi świat zamigotał
Tym tysiącem nieskazitelnych barw
Niczym motyl skrzydłami zatrzepotał
Znów mnie ucieszył
Ucieka ode mnie wspomnienie jesieni
I nie ma walca
Już nie jesteśmy nim niesieni
Nie trzymam dłoni w jego palcach
Ale on jeszcze nie uciekł
Nie zniknął ze słońcem wrześniowym
Tę samą wodę wciąż nosi w bucie
Tętniąc porankiem nowym
Przychodzi i siada
Słucha, potakuje
Kocha, przytula, powiada
Że ciągle to samo czuje
sobota, 15 marca 2014
Porcelanowy Książe
Porcelanowy książe stoi na półeczce
Otoczony zastępami laleczek
Nie są one piękne
Nie przy nim
On jest najładniejszym porcelanowym wyrobem
A one dla niego tańczą
By chociaż tym mu się przypodobać
On nie patrzy
Jego brązowe oczy spoglądają gdzie indziej
Widzą tylko księżniczkę przy lustrze
Umalowaną i nieprawdziwą
Ona jest kłamstwem, ale on nikogo nie słucha
Codziennie myśli jak wspiąć się na szafkę
Jak pochwycić to złudzenie piękna
Jak sprawić, żeby spojrzała na niego
Ona nigdy nie tańczy
I książe nic nie widział
Nawet laleczki, która dla niego tańczyła
Piękniej niż którakolwiek
Jak motyl muskała stopami ziemię
Stara się biedna, stara
On niby też, ale nie tak samo
A ona kocha i kocha
I on niby też, ale nie tak samo
Siedzi smutny
Ona nie może podejść
Jej honor zabrania
Litowania się nad spaloną miłością
Tak odchodzi
I już jej nie ma
Nie chce tańczyć
Już dla nikogo
Spadła z półeczki
Tłukąc białą buźkę
Nóżki odpadły
Oczy zamknęły się
I choć nie widać krwi
A serca podobno nie było
To brnie w kałuży niespełnionych uczuć
Płacze słowami...
Otoczony zastępami laleczek
Nie są one piękne
Nie przy nim
On jest najładniejszym porcelanowym wyrobem
A one dla niego tańczą
By chociaż tym mu się przypodobać
On nie patrzy
Jego brązowe oczy spoglądają gdzie indziej
Widzą tylko księżniczkę przy lustrze
Umalowaną i nieprawdziwą
Ona jest kłamstwem, ale on nikogo nie słucha
Codziennie myśli jak wspiąć się na szafkę
Jak pochwycić to złudzenie piękna
Jak sprawić, żeby spojrzała na niego
Ona nigdy nie tańczy
I książe nic nie widział
Nawet laleczki, która dla niego tańczyła
Piękniej niż którakolwiek
Jak motyl muskała stopami ziemię
Stara się biedna, stara
On niby też, ale nie tak samo
A ona kocha i kocha
I on niby też, ale nie tak samo
Siedzi smutny
Ona nie może podejść
Jej honor zabrania
Litowania się nad spaloną miłością
Tak odchodzi
I już jej nie ma
Nie chce tańczyć
Już dla nikogo
Spadła z półeczki
Tłukąc białą buźkę
Nóżki odpadły
Oczy zamknęły się
I choć nie widać krwi
A serca podobno nie było
To brnie w kałuży niespełnionych uczuć
Płacze słowami...
poniedziałek, 10 marca 2014
Rysunek.
Ujęła ołówek
Pierwsza kreska, druga
Bohomaz nie podobny do niczego
To ja
I kreśli i maże
Zdmuchuje gumkę z kartki
Poprawia, detaluje
A rysunek nabiera kształtu
Czuję, że ich nabieram
Że moja twarz jest wyraźna
Mam już oczy i widzę moją Panią
I uszy. Słucham jak o mnie mówi
Dwie kreski zamieniają się w uśmiech
Ale nie taki, jaki Pani chciała zobaczyć
Zmazała mi usta i zabrała się za resztę mnie
Daje mi ciało.
Mam już ramiona i tułów
Zaraz ręce i nogi
Jestem całkiem naga
Choć to tylko kwestia czasu
Znów zbliża grafit do mojej twarzy
Dziwnie na nią patrzy
Ale nie chwyta gumki
Jeszcze jestem cała
Znów dwie kreski
Przysięgam
Takie same
I ponownie dała mi uśmiech
Teraz i ona się uśmiecha
Podobam jej się
Rysuje dla mnie ubranie
Piękne i dopasowane
Zmienia krój
Ale ja zostaję taka sama
Penetruję wzrokiem jej rękę
Szybsze ruchy nadgarstka - jestem już pełna
Nadaje mi teraz barwy
Ciepłe i przyjemne
Moja dusza zaczyna swoje istnienie
Pani jest dumna
Podpisuje mnie
Wiesza na desce przy biurku
Spogląda
Jesteś piękna - mówi i gasi światło.
Teraz zostałam sama
Rozglądam się
Nie ma tu podobnej do mnie
Czyżby tylko mnie pokochała?
Pierwsza kreska, druga
Bohomaz nie podobny do niczego
To ja
I kreśli i maże
Zdmuchuje gumkę z kartki
Poprawia, detaluje
A rysunek nabiera kształtu
Czuję, że ich nabieram
Że moja twarz jest wyraźna
Mam już oczy i widzę moją Panią
I uszy. Słucham jak o mnie mówi
Dwie kreski zamieniają się w uśmiech
Ale nie taki, jaki Pani chciała zobaczyć
Zmazała mi usta i zabrała się za resztę mnie
Daje mi ciało.
Mam już ramiona i tułów
Zaraz ręce i nogi
Jestem całkiem naga
Choć to tylko kwestia czasu
Znów zbliża grafit do mojej twarzy
Dziwnie na nią patrzy
Ale nie chwyta gumki
Jeszcze jestem cała
Znów dwie kreski
Przysięgam
Takie same
I ponownie dała mi uśmiech
Teraz i ona się uśmiecha
Podobam jej się
Rysuje dla mnie ubranie
Piękne i dopasowane
Zmienia krój
Ale ja zostaję taka sama
Penetruję wzrokiem jej rękę
Szybsze ruchy nadgarstka - jestem już pełna
Nadaje mi teraz barwy
Ciepłe i przyjemne
Moja dusza zaczyna swoje istnienie
Pani jest dumna
Podpisuje mnie
Wiesza na desce przy biurku
Spogląda
Jesteś piękna - mówi i gasi światło.
Teraz zostałam sama
Rozglądam się
Nie ma tu podobnej do mnie
Czyżby tylko mnie pokochała?
sobota, 8 marca 2014
Lustro.
Perfidny kłamca.
Zadaje większy ból
niż największy wróg
I śmieje się w twarz
A jest naprawdę piękna
I ma wiele zalet
Jest chuda jak patyk
Ma ogromne oczy
Wspaniały uśmiech
A on to wszystko niszczy
Ukrywa dobro
Dodaje kilogramy
Zmniejsza oczy
Usuwa radość
Ale wtedy przychodzę
I rozbijam lustro
I kończy się ból, który sprawiało
A Ty zostajesz piękna tak, jak zawsze
Ale nigdy wcześniej.
Zadaje większy ból
niż największy wróg
I śmieje się w twarz
A jest naprawdę piękna
I ma wiele zalet
Jest chuda jak patyk
Ma ogromne oczy
Wspaniały uśmiech
A on to wszystko niszczy
Ukrywa dobro
Dodaje kilogramy
Zmniejsza oczy
Usuwa radość
Ale wtedy przychodzę
I rozbijam lustro
I kończy się ból, który sprawiało
A Ty zostajesz piękna tak, jak zawsze
Ale nigdy wcześniej.
piątek, 7 marca 2014
Mała rzecz.
Podeszła do małej bezbronnej dziewczynki
Uśmiechnęła się do niej
Otarła łzy rękawem
Odeszła
Minęła starszą Panią w kościele
Podała rękę
Mocno chwyciła
Sprowadziła ze schodów
Odeszła
Odprowadziła pod blok
Rozmawiały
Przytuliła ją, powiedziała tak ważne słowa
Odeszła
I odchodząc wspominała każdą dobrą chwilę
Których mogło być więcej
A jej serce napełniało się dobrem
I pisała wiersze
Przy których ludzie płakali
I choć tego nie zamierzała
Uszczęśliwiała
I słuchała
Mówiła
Po prostu kochała
I tą miłością wywalczyła
Ten jeden
Piękny i niepowtarzalny
Uśmiech..
Uśmiechnęła się do niej
Otarła łzy rękawem
Odeszła
Minęła starszą Panią w kościele
Podała rękę
Mocno chwyciła
Sprowadziła ze schodów
Odeszła
Odprowadziła pod blok
Rozmawiały
Przytuliła ją, powiedziała tak ważne słowa
Odeszła
I odchodząc wspominała każdą dobrą chwilę
Których mogło być więcej
A jej serce napełniało się dobrem
I pisała wiersze
Przy których ludzie płakali
I choć tego nie zamierzała
Uszczęśliwiała
I słuchała
Mówiła
Po prostu kochała
I tą miłością wywalczyła
Ten jeden
Piękny i niepowtarzalny
Uśmiech..
czwartek, 6 marca 2014
Kropla szczęścia.
Spadła
I powolnie płynęła w moim kierunku
Lekko skręcała,
Żeby móc mnie całą zobaczyć
Biedna, szara Istota
Myślała
I zataczała kolejny krąg
Nie zwalniając tępa
Nagle wpłynęła we mnie
I rozjaśniła pochmurny dzień
Pomogła rozciągnąć wargi w geście uśmiechu
I otworzyła je, bym mogła mówić dobre słowa
Otworzyła mi ramiona
Dała moc pocieszenia
Spojrzała na mnie przychylnym wzrokiem
I zostawiła coś po sobie
Nie była to wizytówka
Ani numer telefonu
Tylko świadomość tego
Że osoba na przeciwko
Jest dla mnie ważna, a ja dla niej..
I powolnie płynęła w moim kierunku
Lekko skręcała,
Żeby móc mnie całą zobaczyć
Biedna, szara Istota
Myślała
I zataczała kolejny krąg
Nie zwalniając tępa
Nagle wpłynęła we mnie
I rozjaśniła pochmurny dzień
Pomogła rozciągnąć wargi w geście uśmiechu
I otworzyła je, bym mogła mówić dobre słowa
Otworzyła mi ramiona
Dała moc pocieszenia
Spojrzała na mnie przychylnym wzrokiem
I zostawiła coś po sobie
Nie była to wizytówka
Ani numer telefonu
Tylko świadomość tego
Że osoba na przeciwko
Jest dla mnie ważna, a ja dla niej..
poniedziałek, 3 marca 2014
Samotność.
Usiadła cicho w kącie
Popychana przez życie
Wyśmiewana przez los
Bezgłośnie łkała
Powracający smutek
Przygnębienie
Nie miała nikogo
Cząstka jej
Dająca miłość
Już dawno ją opuściła
I została tam
Sama
W ciemności i żalu
Przez nikogo nie zauważona
Ostatnia łza
Otarła oczy
Przywdziała maskę
I ruszyła w świat
Dając radość
Zrozumienie
Szczęście
Nie dając miłości
Subskrybuj:
Posty (Atom)