Chyba mogę powiedzieć
Po raz pierwszy
Że ta miłość
To całkiem się udała
Co prawda
Nie było w niej kwiatów
I kolacji przy świecach
Jednej nawet randki
Ani potajemnych spotkań
Były za to
Dwie filiżanki kawy
Łyżeczka cukru
I stolik pomiędzy nami
Nie, nie było romantycznej chwili
I słodkich słówek
Żadnych wyznań i przyrzeczeń
Gościem honorowym
Był ponownie mój stary przyjaciel
Zaufanie
Poznałam nas ze sobą
I teraz jesteśmy nierozłączni
Dobrze nam w trójkę
Zwłaszcza, gdyśmy przy sobie
Ta miłość mi się udała
poniedziałek, 28 kwietnia 2014
wtorek, 22 kwietnia 2014
Smutek
Nic nie wart
Emocja, której najlepiej
Wyzbyć się
Raz na zawsze
Staram się
Bardzo, proszę uwierz
Ja nie wiem co robić
Bo to ciągle powraca
Może Ty wiesz
Chcesz mi pomóc?
Powiedz coś, proszę
Jesteś dzisiaj jakiś dziwny
Ostatnio się nie odzywałeś
Coś się stało?
Musiało
To pewnie ja
Zawsze powracam
Zawsze w momencie
W którym powinnam
Zaszyć się pod ziemią
I wreszcie zamilczeć
Jesteś zły?
Ja tylko Cię potrzebowałam
Mówiłam, że tylko na chwilę
Znów Cię okłamałam
Przecież to widzę
Myślisz, że nic nie mówiąc
Dobrze to ukryjesz?
Widać mówienie prawdy
Nam nie wychodzi
Szkoda, żeśmy tacy
Skryci przed sobą
Chyba tego nie zmienię
Nie tej nocy
Emocja, której najlepiej
Wyzbyć się
Raz na zawsze
Staram się
Bardzo, proszę uwierz
Ja nie wiem co robić
Bo to ciągle powraca
Może Ty wiesz
Chcesz mi pomóc?
Powiedz coś, proszę
Jesteś dzisiaj jakiś dziwny
Ostatnio się nie odzywałeś
Coś się stało?
Musiało
To pewnie ja
Zawsze powracam
Zawsze w momencie
W którym powinnam
Zaszyć się pod ziemią
I wreszcie zamilczeć
Jesteś zły?
Ja tylko Cię potrzebowałam
Mówiłam, że tylko na chwilę
Znów Cię okłamałam
Przecież to widzę
Myślisz, że nic nie mówiąc
Dobrze to ukryjesz?
Widać mówienie prawdy
Nam nie wychodzi
Szkoda, żeśmy tacy
Skryci przed sobą
Chyba tego nie zmienię
Nie tej nocy
wtorek, 15 kwietnia 2014
Widzę.
Widzę jak na niego patrzysz
Twój wzrok jest pełen gniewu
Nienawiść Cię przepełnia
Dla mnie, on jest już niczym
Zaciągasz się papierosem
Uśmierzasz ból, tak?
Wtedy robisz się spokojniejsza...
Łapię dym w usta.
Chcesz znowu zrobić sobie coś złego
Mówisz sobie, że to Ci pomaga
Uwalnia emocje
Dwa cięcia na moim nadgarstku nie zaszkodzą
Co noc płaczesz
Powtarzasz, że dzięki temu
Rano możesz rozmawiać normalnie z ludźmi
Zwężają mi się źrenice
Powtarzam wszystko
Jak cień
Skoro nic Ci nie jest
Mnie też nie będzie
Ale nie wiem tylko
Co powinnam powtórzyć po Tobie
Żeby się w końcu
Uśmiechnąć..
Twój wzrok jest pełen gniewu
Nienawiść Cię przepełnia
Dla mnie, on jest już niczym
Zaciągasz się papierosem
Uśmierzasz ból, tak?
Wtedy robisz się spokojniejsza...
Łapię dym w usta.
Chcesz znowu zrobić sobie coś złego
Mówisz sobie, że to Ci pomaga
Uwalnia emocje
Dwa cięcia na moim nadgarstku nie zaszkodzą
Co noc płaczesz
Powtarzasz, że dzięki temu
Rano możesz rozmawiać normalnie z ludźmi
Zwężają mi się źrenice
Powtarzam wszystko
Jak cień
Skoro nic Ci nie jest
Mnie też nie będzie
Ale nie wiem tylko
Co powinnam powtórzyć po Tobie
Żeby się w końcu
Uśmiechnąć..
piątek, 11 kwietnia 2014
Rycerz.
Nie przyjechałeś na białym koniu
I nie stałeś pod moją wierzą
Jak pierwszy lepszy
Ta miłość jest inna
Nie miałeś na sobie zbroi
I nie ukłoniłeś się przede mną nisko
Nie ucałowałeś też mojej ręki
Ale to nie był problem
Nie spodziewałam się
Że jeszcze pamiętasz
Pierwszą wspólną wiosnę
Przesiedzianą pod wierzbą w parku
Nazwałeś mnie
Swoją Małą Księżniczką
Byłeś gotowy dać mi wszystko
A wystarczało mi tylko jedno
Ale wróciłam kiedyś do swojej wieży
Zostawiając Cię tam na dole
Machając na pożegnanie
Bez żalu, bez skruchy
Wtedy inny przejechał pod moim oknem
Ach, szarmancki na białym koniu
Lśniąca zbroja, niby nie potrzebna
Ale tego mi brakowało
Tylko, że on nie miał
Nie miał tego, co Ty zawsze miałeś
Nie miał serca, które
Tak mocno w sobie rozkochałam
Oj przejeżdżał on pod moim oknem często
I często błyskała jego zbroja
Ale był on milczący
To raniło bardziej niż słowa
Aż w końcu
Powiedziałam sobie dosyć
I wtedy odjechał
Raz na zawsze
Wyszłam więc z wieży
I znalazłam Ciebie
Mojego jedynego
Prawdziwego Rycerza
I nie stałeś pod moją wierzą
Jak pierwszy lepszy
Ta miłość jest inna
Nie miałeś na sobie zbroi
I nie ukłoniłeś się przede mną nisko
Nie ucałowałeś też mojej ręki
Ale to nie był problem
Nie spodziewałam się
Że jeszcze pamiętasz
Pierwszą wspólną wiosnę
Przesiedzianą pod wierzbą w parku
Nazwałeś mnie
Swoją Małą Księżniczką
Byłeś gotowy dać mi wszystko
A wystarczało mi tylko jedno
Ale wróciłam kiedyś do swojej wieży
Zostawiając Cię tam na dole
Machając na pożegnanie
Bez żalu, bez skruchy
Wtedy inny przejechał pod moim oknem
Ach, szarmancki na białym koniu
Lśniąca zbroja, niby nie potrzebna
Ale tego mi brakowało
Tylko, że on nie miał
Nie miał tego, co Ty zawsze miałeś
Nie miał serca, które
Tak mocno w sobie rozkochałam
Oj przejeżdżał on pod moim oknem często
I często błyskała jego zbroja
Ale był on milczący
To raniło bardziej niż słowa
Aż w końcu
Powiedziałam sobie dosyć
I wtedy odjechał
Raz na zawsze
Wyszłam więc z wieży
I znalazłam Ciebie
Mojego jedynego
Prawdziwego Rycerza
czwartek, 3 kwietnia 2014
Dowartościowanie.
Znów stoję przed lustrem
Z góry na dół penetruję się wzrokiem
Dostrzegam tylko niedoskonałości
Nigdy chyba nie zrozumiem czemu
To dołujące
Ciągle widzę wady
Żadnego piękna
Żadnej poprawy
Tu za gruba
Tu za chuda
To za małe
To za duże
Głosy we mnie mówią, że nic ze mnie nie będzie
Że z tą twarzą, to jedynie pod skalpel
Że z tą figurą, to pod nóż
Nie wiem, czy im wierzyć
Ale przychodzi taki moment
Kiedy mam przy sobie tę konkretną osobę
I ona jako jedyna
Potrafi odwrócić lustro
Bo przy niej nie jestem moim odbiciem
I przy niej głosy nagle milkną
To dziwne, nie sposób ich uspokoić samemu
Ale ona daje mi tę odwagę, tę siłę
Mam świadomość, że nie jestem idealna
To zabawne, bo nigdy nie będę
Ale dzięki niej jestem piękna w środku
Czasem maluję to na mojej twarzy
Z góry na dół penetruję się wzrokiem
Dostrzegam tylko niedoskonałości
Nigdy chyba nie zrozumiem czemu
To dołujące
Ciągle widzę wady
Żadnego piękna
Żadnej poprawy
Tu za gruba
Tu za chuda
To za małe
To za duże
Głosy we mnie mówią, że nic ze mnie nie będzie
Że z tą twarzą, to jedynie pod skalpel
Że z tą figurą, to pod nóż
Nie wiem, czy im wierzyć
Ale przychodzi taki moment
Kiedy mam przy sobie tę konkretną osobę
I ona jako jedyna
Potrafi odwrócić lustro
Bo przy niej nie jestem moim odbiciem
I przy niej głosy nagle milkną
To dziwne, nie sposób ich uspokoić samemu
Ale ona daje mi tę odwagę, tę siłę
Mam świadomość, że nie jestem idealna
To zabawne, bo nigdy nie będę
Ale dzięki niej jestem piękna w środku
Czasem maluję to na mojej twarzy
Subskrybuj:
Posty (Atom)